Rano ruszamy na przedmieścia Splitu. Umieszczamy się koło stacji benzynowej i kursujemy miedzy nią a szosą, na zmianę stosując dwa sposoby łapania stopa. Nie ejst łatwo..okazuje sie że nie trafiłysmy na główna trase do Dubrovnika, tylko na szosę wzdłuż wybrzeża. Trudno, nie ma odwrotu:) ?Jedynym problemem jest wiatr i zimno, które szybo zaczyna nam dokuczać. Stoimy tak bez powodzenia jakies 3 godziny. Juz prawie się decydujemy żeby wrócić autobusem do Splitu jak zatrzymuje sie pan z synkiem i nas zabiera. Kawałek wprawdze, ale zawsze to juz jakaś 1/4 drogi. Zatrzymujemy się przy supermarkecie i pan kupuje nam czekolade, ciasteczka i rozmaite napoje. Odmawiamy, ale jest nieugiety:) Zostawia nas w swojej mieścinie, wiec kontunuujemy akcje. Bardzo szybko zatrzymuje sie sportowy samochód, z jakims podstarzałym mafiozą:) Zawozi nas do Makarskiej. Wysadza przy stacji benzynowej. Trochę niesmiało sie po niej rozgladamy i juz mamy wrócić na ulicę i machać, kiedy zauważamy dwa samochody na polskiej rejestracji. Zabieraja nas pan Leszek i pan Darek z żonami. Po drodze zapraszaja nas na kawę. Jedziemy piekna trasą, nas samym morzem, z widokami zapierającymi dech w piersiach. Wieczorem zatrzymujemy się tuż przed Dubrovnikiem, gdzie widzimy oznaczenia campingu. Trsteno. lokujemy sie i idziemy poznac miasteczko. Okazuje się , że nasi dobroczyńcy postanowili noc spedzić w pensjonacie w tym samym miejscu:) Włucząc sie po Trsenie napotykamy jeszcze pania, która sprzedaje nam domową rakije. Straszlie słodką, ale dobra na rozgrzanie naszych zmarźniętych ciał. Niedługo po zapadnięciu zmroku idziemy spać do naszego namiociku. Zimno. Nie ma to jak lato w chorwacji:)