Po kilku nieudanych próbach wstania rana, nareszcie nam się udało. Bierzemy Iva samochód i w drogę. Pośród gór. Pogoda cudna, słońce grzeje. Hiszpańsko.
Zostawiliśmy samochód gdzies niedaleko centrum i ruszyliśmy na plaże. Póki jeszcze ładna pogoda to sie troche prelaksujemy. Poogladamy surferów;) Wypilismy po dwóch piwkach i poszlismy w miasto. San Sebastian to nie jest miasto które sie jakoś bardzo zwiedza, tam sie raczej spędza czas. Także połazilismy i trafilismy na plac na którym trwała zabawa. Chmara dzieci puszczała balony w powietrze, wiec nad naszymi głowami unosiła sie kolorowa chmura balonowy. balony wydawały dziwne dźwieki i potym jak juz całe powietrze z nich wyszło spadały na ziemie, także z chmury padał balonowy deszcz. Nuie omieszkalismy na tym placu pójśc na kawę, a Ivo zrobił nam niespodziankę i kupił balony, zabawe mieliśmy przednia. Po zapadnięciu zmroku znów poszlismy w miasto. Małe uliczki pełne były ludzi w karzdym wikeu. Całe rodziny przyszły sobotni wieczór spedzić w centrum. tak po hiszpańsku. Takze atmosfera gorąca.
biedny Ivo musiał nas wszytskich zawiśc potem jeszcze do domu.Mysmy posnęły:)