Praga jawi mi się jako zimne miasto, spowite mgłą. To dziwne, bo cały czas świeciło słońce. Może dlatego, że dotarliśmy tam wczesnym rankiem, kiedy miasto powoli się rozbudzało.
Nasza podróz do pargi była by bardzo prosta, gdyby nie to, że pan Zbyszek zostawił nas an czesko niemieckiej granicy. Nie chciał nas przewozić w swoim tirze, ponieważ czeska strarz graniczna bardzo zwraca uwage na przestrzeganie przepisów,a wg prawa w tirze mogą jechac tylko dwie osoby. Po drugiej stronie granicy już się nie spotkaliśmy. szkoda. nawet mu nie podziękowalismy za te kilka tys kilometrów razem...No a na granicy o 5 rano pusto. ja troche spanikowałam, oczywiście niepotrzebnie. Znaleźlismy miejsce sprzedarzy winiet i tam czekalismy na kogos kto bedzie nas chciał podwieść do Pragi. Po pół godziny zjawiła sie miła strasza pani, która okazała się polką mieszkającą we Francji i podróżującą z mężem do Zakopanego. Z nimi pojechalismy do samej Pragi.
W Pradze skierowalismy sie do biura info turyst aby zdobyc adresy hosteli. Okazało się kjednak że nasz fundusz jest za mały na luksus jakim jest noc w 11osobowym pokoju. Na szczęście mieszkańcy pragi tak dorabiają w wakacje, że na swoich podwórkach zakłądają małe campingi, gdzoie dwie odoby za 30 zł spokojnie mogą się przespać.
Po wielu wysiłkach udało nam się skontaktowac z Ewą. Moglismy w spokoju napić się Staropramena i pójść na Hradczany.