No tytuł wpisu trochę zaprzecza tytułowi dziennika, więc bede się musiała potłumaczyć. Podróż ropoczęliśmy w Maladze, ponieważ Mikołaj jechał z Maroko. Mnie zatrzymały w Polsce obowiązki, wieć kupiłam bilet za 40euro do Malagi abyśmy mogli kontynuować jego podróż już razem. Razem z przyjaciólmi przyjechał po mnie na lotnisko, a potem pojechaliśmy do miasta. Oni mieli jechać jeszcze do Barcelony i z tamtąd wracać do Polski. My rozpoczynalismy eksploracje Andaluzji. Przeszlismy się po Maladze, ale tak naprawdę chcielismy jak najszybciej dostac się do Grenady. Niestety niedoświadczeni poszliśmy na wylotówkę, która okazała się nie tą wylotówką, na którą chcieliśmy trafić. Nie mielismy dobrej mapy Malagi, więc kierowaliśmy się intuicją i mapą z przewodnika, która jednak nie była dość dokładna. Na szczęście, nasza "wylotówka" była tuż przy plaży, a ponieważ nie czuliśmy żadnej presji i bylismy dość zmęczeni postanowiliśmy na owej plaży spędzić noc. Wdrapaliśmy się na wziesienie przy brzegu, i rozbieliśmy namiot w miejscu dla nikiogo nie widocznym, a z cudownym widokiem.